lis 17 2003

a tak było rok temu...


Komentarze: 0

 

HISTORIA JEJ NOWEGO {YCIA... SiedziaBa tam sama. W pustym, ciemnym pokoju. WBczaBa sw ulubion muzyk. Smtn, ale tylko na taka miaBa ochot. W rezultacie i tak wcale jej nie sByszaBa. My[laBa. MarzyBa. Jej my[li zagBuszaBy wszystko. CaBe jej ycie. A w tym codziennym yciu  jak sama twierdziBa  niczego nie miaBa. Niczego, prócz jednego! Tak... Prócz jej my[li i marzeD. To byB caBy jej [wiat. CaBy dobry [wiat. Ten, na który zawsze mogBa liczy. Ten, któremu mogBa wierzy. Ten, któremu ufaBa. Ten jedyny  na którym wiedziaBa, e nigdy si nie zawiedzie. WiedziaBa, e tam nic jej nie grozi. WiedziaBa, e tam bdzie tak, jak tylko ona bdzie chciaBa. Jak sobie wymarzy. Tam wBa[nie bdzie jej dobrze. Odnajdzie to, czego zawsze szukaBa. To, na czym zawsze jej tak zaleaBo. Upragnion, jedyn, niepowtarzaln, wy[nion miBo[. T, na któr tak dBugo czekaBa. Tym bardziej teraz. Gdy rzeczywisto[ byBa dla niej zatrudna do zrozumienia. Zbyt dziwna. Zbyt brutalna i bolesna. Dlatego to, co tak bardzo chciaBa mie, to czego naprawd pragnBa, dostawaBa tam. To byBa dla niej nagroda. WBa[nie w tym jej drugim [wiecie. Tylko jej [wiecie. WiedziaBa, e w rzeczywisto[ci na speBnienie tych marzeD  tego marzenia  ona sama nie ma zbyt duego wpBywu. Moe tylko czeka na to co przyniesie los. Ale nie chciaBa czeka. Nie potrafiBa? Nie miaBa na to siB. A moe zbyt maBo si staraBa? Od razu z miejsca skre[liBa sw cierpliwo[. Ale wiedziaBa jedno. WiedziaBa, e nie moe przez to zrezygnowa z dalszej rzeczywisto[ci. Nie zrobiBaby tego, cho czsto o tym my[laBa. Czsto zastanawiaBa si nad tym. Lecz byBo w niej co[, co dawaBo jej wiar. Co dawaBo jej nadziej. WBa[nie ten jej drugi [wiat. Dziki niemu wierzyBa, e pBynie czas. {e zabija rany. WierzyBa, e on pewno równie potrzebuje czasu i trzeba troch poczeka. No wBa[nie, ale tylko troch  nie caBe swoje ycie. Nie najpikniejsze lata tego ycia... SiedziaBa tak godzinami. My[laBa i marzyBa. My[laBa i marzyBa. WBa[nie i tylko o nim. Nie mogBa si z tym pogodzi. Z tym, e w rzeczywisto[ci cho jest tak blisko, to jednak tak daleko. Moe za daleko. Za daleko dla niej? Czy te moe dla niego? Tego ju nie wiedziaBa. Czsto dBugo nad tym my[laBa. Lecz na to pytanie mógB odpowiedzie jej tylko on! Tak uwaaBa. Ale tam, w jej [wiecie... Tam wszystko byBo inaczej... Tam panowaBa zgoda, jedno[, a przede wszystkim miBo[. Ta jedna jedyna i niepowtarzalna. Tam znajdowaBo si jej szcz[cie. Bo tam  byB wBa[nie on! Tam byli oni razem. Sami dla siebie. Jedno dla drugiego! Jedno z drugim! Na jak dBugo? Pewnie na zawsze  bo tak to zaplanowaBa. Tam ona yBa dla niego, a on yB dla niej. Niczego wicej do ycia nie potrzebowali. Prócz siebie! Prócz swych rk, prócz swych serc, prócz swej miBo[ci. Do [wiata tego powracaBa zawsze wtedy, gdy tylko rzeczywisto[ dawaBa jej jaki[ wolny czas. A ostatnio miaBa go duo. Nic innego j nie obchodziBo. Nawet nauka, której w koDcu miaBa sporo. Jednak zawsze gdy tylko tam wracaBa  pBakaBa. Bardzo pBakaBa! Ale tak naprawd, to sama nie wiedziaBa dlaczego? Czy to ze szcz[cia, e tam jest tak piknie? Wreszcie jej dobrze... Czy te z alu. {e rzeczywisto[ nie potrafi by dla niej tak pikna? Cho troch wyrozumialsza. {e tu nawet chwil nie moe zazna takiego szcz[cia... Sama siebie pytaBa dlaczego? ChciaBa na zawsze ju zosta tam! Tam gdzie zawsze byB przy niej on! Gdzie wci na ni czekaB. Gdzie miaB j tylko dla siebie. Tam, gdzie on byB tylko dla niej i z nikim nie musiaBa si nim dzieli. Nie musiaBa by zazdrosna. Nie musiaBa powstrzymywa si od smutku i pBaczu. Bo tak wygldaBa jej rzeczywisto[. Wielki ból sprawiaBo jej my[lenie o tym. Ona jednak mimo wszystko nie poddawaBa si i znosiBa go tak dBugo, jak tylko wytrzymaBa. Zawsze byBa dzielna. My[laBa o rzeczywisto[ci w rezultacie tak dla niej okrutnej. DBugo nie wiedziaBa co on o niej my[li, co tak naprawd czuje. Do czasu. Pózniej zaBamaBa si ju caBkiem. WiedziaBa, e nic z tego! WiedziaBa to  wBa[nie od niego! Jedyne czego wtedy byBa pewna to tylko swoich uczu. Cho i te czsto zmuszaBy do rozterek! Ale ju je uporzdkowaBa. Po[wiciBa na to chyba wystarczajco duo czasu. WysiBku, bólu i swych Bez. WiedziaBa, e dla niej to uczucie to co[ niezwykBego, wanego, niezapomnianego. Co[ na co ju tak dBugo czekaBa. Bardzo go lubiBa. Czy kochaBa? Nie wiedziaBa? Nie! Raczej zwyczajnie baBa si tego sBowa. ByBo ono zawielkie i takie magiczne. Za wcze[nie byBo na nie. BaBa si wszystkiego. MiaBa powody by si ba. {ycie jej nigdy nie rozpieszczaBo. Nie raz wydawaBo jej si, e jest u szczytu swego szcz[cia. Po czym spadaBa. SzBa na samo dno. ByBa wtedy zupeBnie sama. Nie potrafiBa si odbi! CaBkowicie si zaBamywaBa. Tyle razy los daB jej w ko[! Jeszcze kilka miesicy temu wydawaBo jej si, e ju nic nie jest w stanie jej zdziwi. Nigdy nic bardziej nie zaboli! Niestety, myliBa si... ZdziwiBo. ZabolaBo! I to jak bardzo bolaBo... Zmier! Samobójstwo!?! Ona nigdy nie zrozumie tych sBów. Jak mona samemu szarpn si na swoje ycie? Jak on mógB to zrobi?? Jak i dlaczego zabiBa si ostatnia wtedy wana dla niej osoba? Ta, która zawsze kochaBa jak wBasnego brata. Ta, która kochaBa j i traktowaBa jak swoj siostr. Która kochaBa j tak po prostu, za nic... Ale jednak mogBo si tak sta!! Bo staBo si. Ona... Ona nie wiedziaBa co wtedy czyni. {yBa na [lepo! Bez adnych pozytywnych uczu! Do czasu... Teraz poznaBa jego! To on wypeBniB wszystkie pustki w jej sercu. Cho sam o tym nie wiedziaB. ByB taki podobny... Moe dlatego zwróciBa na niego uwag? Dlatego od razu obdarzyBa go uczuciem. Bo wiedziaBa, e i tym razem bdzie podobnie. Tylko czy dobrze zrobiBa? Teraz przecie jest jej jeszcze ciej. On o niczym nie wiedziaB! Nie znaB jej przeszBo[ci... Ona? ZnaBa tylko fragmenty z ostatniego roku jego ycia. Reszty mogBa si tylko domy[la. Ale teraz? Teraz ju baBa si wszystkiego. BaBa si kolejnego rozczarowania, zawodu, na którego nie miaBa ju siB. Ale jednak zwyciyBa odwaga. Ale spaliBa ona resztki nadziei w niej. yle zrobiBa, e nie powiedziaBa mu sama od razu tego wszystkiego. Ale zbyt bardzo jeszcze si baBa. WiedziaBa o tym, e on te nie miaB Batwego ycia. ZwBaszcza tego ostatniego roku. Ale gdyby on to wszystko o niej wiedziaB... moe dziki temu zrozumiaBby j tak jak powinno si to rozumie? Lecz ona baBa si tej jego reakcji. Moe si wstydziBa. WstydziBa swoich uczu? Pewnie i tak mogBo by. BaBa si przytuli do niego, dotkn jego rki, pogBaska. BaBa si spojrze w jego bBkitne, pikne oczy. BaBa si wykorzysta okazj. A miaBa ich duo! Razem mieli ich duo. Chyba jednak oboje zbyt bardzo si bali. Nikt tak naprawd nie mógB im pomóc. Cho byBa osoba, której ona zawdziczaBa wiele staraD. Tak my[laBa! Cho w rezultacie to i przez to nic nie wyszBo. Ta osoba te byBa w jej [wiecie. ByBa jej najlepsz przyjacióBk. Na ni mogBa liczy i w rzeczywisto[ci i w jej [wiecie. Chyba zawsze... Cigle my[laBa o nim. Jej my[li krciBy si tylko wokóB niego. Nie potrafiBa spokojnie wytrzyma jednego dnia. ChciaBa ujrze go cho na chwil. Cho na te par sekund. Ale nie zawsze si jej to udawaBo. Razem z nim potrafiBa cieszy si z jego sukcesów. Gdy odnosiB jakiekolwiek poraki razem z nim si smuciBa. Ale on tego nie wiedziaB! Nie potrafiBa si na niego gniewa. Nie umiaBa! Nie chciaBa! Nie ona... Nie ta ona... Od tych kilku miesicy zmieniBa si bardzo. Od tej [mierci do wszystkiego podchodziBa inaczej. Z wielkim spokojem i opanowaniem. CaB zBo[ tBumiBa w sobie, co czasem si wylewaBo  przelewaBo. ChciaBa by dobra. Tak jak tamten kto[! ZdaBa sobie spraw, e wtedy przez gBupi zazdro[ i kBótnie rozwalili co[ piknego. Nie chciaBa robi tego poraz kolejny. UczyBa si na wBasnych bBdach. CieszyBo j to, e tym razem nie s ze sob tak od razu. {e mogli swobodnie si sobie przyjrze. Zobaczy co ewentualnie musieliby w sobie zaakceptowa. Ale uwaaBa, e ju najwyszy czas, e to ju zadBugo. Ona chciaBa by z nim. PotrzebowaBa go. ChciaBa by on tez jej tak potrzebowaB. Ale o tym on chyba nie wiedziaB. A moe nie chciaB wiedzie? Przecie tyle razy dawaBa mu to do zrozumienia... Nie rozumiaB? Nie zauwaaB tego? A moe nie chciaB tego widzie? Moe byBo mu z tym dobrze? A moe nie robiBo to na nim adnego wraenia, wic lepiej byBo udawa, e si nie widzi? Ona tego nie wiedziaBa. Nie rozumiaBa. CzekaBa na jaki[ gest z jego strony. Ale nie wytrzymaBa! Sama zadziaBaBa  znów tak bardzo si sparzyBa. I tak wszystko krciBo si wokóB siebie. WiedziaBa, e nikt inny. Tylko on. Ale nie wyszBo! Ju teraz zawsze bdzie w niej ten strach. Ten potny ból. Ona nie wiedziaBa co jeszcze moe zrobi. ZostaB wic tylko on! MogBa tylko czeka i liczy na wBasne szcz[cie. Na jego zmian decyzji, jego odwag... dziaBo si z ni co[ dziwnego. Czsto wyBczaBa si z towarzystwa i wracaBa do swego [wiata. ZostaBo to w koDcu zauwaone. Chyba nawet równie przez niego. Gdyby wiedziaB, e to on jest teraz tego przyczyna... Ale nie wiedziaB. Jej rodzice zaczli si o ni martwi. Bali si, e wpadBa w jakie[ kBopoty. ZBe towarzystwo. Ale nie wiedzieli jak mog jej pomóc. Przecie nie mogli jej wszystkiego zabroni. ZbliaBy si jej 16-ste urodziny. Pytali co chce dosta, my[leli, e cho tym poprawi jej humor. Nie udaBo im si. Nie odpowiedziaBa. Jedyna rzecz jak teraz chciaBa to tylko on! Ale przecie nie mogBa im powiedzie, e chce dosta jego! {e tylko jego potrzebuje! {e to przez to ma taki humor. O tym tylko ona mogBa wiedzie. Ale czy naprawd on niczego si nie domy[laB? Przecie to niemoliwe... Nie wiedziaBa co ma zrobi. Nie chciaBa wraca ze swego piknego [wiata do codzienno[ci. Szarej, zwykBej, rzeczywistej codzienno[ci. Ale musiaBa! pBakaBa! ByBo jej zle! Ale wiedziaBa, e musi y. WiedziaBa, e obiecaBa to zarówno sobie jak i tamtemu te kilka miesicy temu. ObiecaBa to! przyrzekBa, e bdzie y za dwoje. Tego nie zapomniaBa. Nie mogBa tego zapomnie! Ile osób kochaBa? Nie chciaBa. Nie lubiBa o tym mówi. Nie chciaBa mówi o sobie. Take jemu. BaBa si powiedzie mu o tym, jak wygldaBo jej ycie. Poza tym za kadym razem jak o tym mówiBa bolaBo j. RozdzieraBo stare rany. To on zawsze duo opowiadaB o sobie. Dziki temu troch o nim wiedziaBa. Wicej ni on o niej. Tego roku czekaBa z niecierpliwo[ci na pierwszy, prószcy [nieg. DoczekaBa si. On te czekaB. CzekaBa dla niego, razem z nim. To byB trudny dla niej dzieD. Wtedy to ostatecznie chciaBa wszystko uporzdkowa, uBoy. Dla niego. WstaBa rano. Ucieszona, e zobaczyBa pierwszy, tegoroczny, prószcy [nieg, pobiegBa do ko[cioBa. Nie wiedziaBa, czy cieszy si, e go doczekaBa? Czy tez moe dlatego, i wiedziaBa, e on czekaB na niego bardziej ni ona. {e równie doczekaB. {e pewnie cieszy si teraz bardziej ni ona. ChciaBa by w tej chwili razem z nim. ModliBa si. ProsiBa Boga wBa[nie o niego. O t jedn szans. O ich szcz[cie równie w jej [wiecie. Ale w rzeczywisto[ci tego nie dostaBa. Mimo to dzikowaBa za to, co ma. ale byBa w stanie odda to wszystko. Byle dosta jego. Byle by z nim. Obok niego. Trzyma go za rk. Pomaga mu. Rozmawia. Nie wiedziaBa, czy jeszcze kiedy[ to dostanie. Ale prosiBa. ChciaBa prosi. Nie mogBa traci wiary. CaBy ten dzieD patrzyBa w okno na prószcy lekko [nieg. My[laBa wtedy o nim. My[laBa o nich. O przyszBo[ci. WyszBa na spacer. ByBo bardzo zimno. Ale ona zapomniaBa o wszystkim. SzBa sama prosto przed siebie. Bez celu. Po ciemku. SzBa dalej. Znieg prószyB na jej ciemne wBosy, kurtk. PBakaBa! WiedziaBa, e tak ju jest. {e zawsze bdzie si ba. {e to nie minie. ChciaBa by w tej chwili z nim. Razem spacerowa. Po ciemnym mie[cie. W[ród drzew i domów. Nie mogBa!?! Ale mimo wszystko byBa z nim. MiaBa go w sercu! MiaBa go w my[lach! CaBy czas widziaBa go przed oczyma. Wszdzie! Nie byBa wic sama. ChciaBa go zobaczy! MogBa to zrobi, mogBa przecie i[ do niego. I zobaczy go ju ten ostatni raz w rzeczywisto[ci. Poegna si chociaby. Ale zbyt bardzo si baBa. BaBa si, e gdy teraz go zobaczy... {e rozBamie si caBkiem! {e wszystkie emocje do tej pory kryte wybuchn... Znieg prószyB po jej twarzy, razem ze Bzami. Jej Bzami. Azami goryczy i tak potnego alu. PrzypomniaBa sobie jeszcze jego sBowa. PrzypomniaBa sobie o tym, jak mówiB, e gdy tylko spadnie [nieg... {e si zabije! Nie chciaBa tego sBucha. BaBa si, e po wcze[niejszych do[wiadczeniach... e on jest a tak podobny, e zrobi to samo! Ale przecie mówiB, e lubi zim! {e to jego  mrozna kraina ! KBamaB?... Tyle my[li kryBo w jej gBowie. Nie mogBa ich poukBada. Nie umiaBa. Nie chciaBa! Tak bardzo si baBa. Wci si baBa. On byB taki normalny. Taki zwykBy. Dlaczego wic go pokochaBa?? Jak wida ju byBa pewna swych uczu. WiedziaBa, e to ju teraz nie ma znaczenia i moe my[le co czuje. Ale dlaczego on dawaB jej nadzieje? Dlaczego dopu[ciB do tego, by obdarzyBa go tak wielkim i wanym dla niej uczuciem teraz ju wszystko jej si pomieszaBo. Ju niczego nawet nie próbowaBa rozumie. PrzeprosiBa jeszcze raz Boga za wszystko. NapisaBa ostatni list. Na koniec chciaBa poraz ostatni cho z daleka ujrze jego. Jego twarz! Pikn twarz! Jego bByszczce, krysztaBowe, bBkitne oczy. Nie mogBa! MiaBa go ju tylko w sercu. Na zawsze! Na zawsze w my[lach i w swej pamici! W jej dobrym [wiecie... PBakaBa. Bardzo pBakaBa. Azy rozdzieraBy jej serce. ZalewaBy jej my[li. WiedziaBa, e to co teraz chce zrobi rozwali wszystko. Zabije caBkiem jej ideaBy, zasady. Ale czy zBamie obietnic z przed tych kilku miesicy?... Nie mogBa inaczej. Tak musiaBa zrobi. ChciaBa wreszcie by szcz[liwa. WiedziaBa, e jej wieczne szcz[cie czeka tam. Po drugiej stronie. W jej wBasnym [wiecie. ChciaBa by tylko tam. Nie chciaBa ju tu wraca. Nie zniosBaby niepewno[ci. Nie chciaBa dBuej czeka. Nie potrafiBa. Dlatego wBa[nie poszBa. OdeszBa! Na t drug stron. Do jej magicznego [wiata. Na zawsze! Tam gdzie mogBa zawsze go kocha i byBa przez niego kochana. Tam, gdzie ju nigdy nie pBakaBa! Tam... Tam ju zostaBa. A co z obietnic? Najpierw o niej pomy[laBa! Ale przysigi nie zBamaBa. {yBa! Tam yBa w dalszym cigu. To te byB [wiat. A nawet waniejszy, bo jej [wiat. ObiecaBa tylko y! Nie obiecywaBa, e tu. W rzeczywisto[ci. Tam... Teraz! Teraz ju zawsze byBa kochana przez niego. I teraz ju tylko jego kochaBa. Na zawsze ju z nim zostaBa... ZostaBa po niej tylko zapisana przez ni kartka z refleksjami tego rzeczywistego ycia...  Samotno[ wyszBa na ulic na kadym kroku peBno jej I ja te chciaBabym biec i krzycze, e ju nie ma Ci MówiBe[ razem, a nie obok - nie rozumiaBam takich sBów Rozmawiam teraz sama ze sob cho w krg ludzi tBum Za maBo jest w nas odwagi by y dla kogo[ cho raz Za maBo w nas jest uczynków i serc gorcych jak krew Zagldam w twarze innych ludzi Ten sam w nich widz maBy strach {e zanim zjawi si kto[ drugi zasn, swój strac czas Za maBo jest w nas odwagi by y dla kogo[ cho raz Za maBo w nas jest uczynków i serc gorcych jak krew Za maBo w nas, za maBo w nas siBy by dla kogo[ y cho raz Za maBo krwi, gorcej krwi co pBynie a do serca drzwi Do serca bram Wiec znów woBam tak maBo maBo maBo odwagi By y dla kogo[ cho raz MaBo maBo tej krwi co niesie do gwiazd Do serca zna drzwi...
tylko_chwila : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz